Korona Ziemi


14 stycznia 2008

Jest 14 stycznia, godzina 9.40. 15 minut temu mieliśmy telefon z lotniska. Kontakt planowany był na 10, ale podobno stabilizuje się pogoda w Patriot Hills i mamy być w pełnej gotowości. Za 2 godziny otrzymamy kolejną informację, ale wszyscy zgodnie twierdzą, że jest duża szansa na wylot do jutra rana.

My tymczasem coraz bardziej integrujemy się z tutejsza ludnością. Wczoraj nasi gospodarze sprawili nam sporą niespodziankę. Urządzili na naszą cześć małe wieczorne przyjęcie. Była tradycyjna parillada ( pieczone mięsa ) oraz wyśmienite, chilijskie, czerwone wino. Były nawet prezenty :) Nasi nowi znajomi wręczyli nam regionalną flagę z podpisami i poprosili o pamiątkowe zdjęcie ze szczytu Mt Vinson. Obiecaliśmy zrobić.
To kolejny powód aby zdobyć tę górę ;)
Oczywiście mamy ze sobą naszą polską flagę. Przede wszystkim z nią zrobimy sobie upragnione, wyprawowe zdjęcia.

Nie da się ukryć, że nasza wyprawa od samego początku była szczególna. Po raz pierwszy koronę ziemi mają szansę zdobyć trzy osoby jednocześnie, po drugie nasza wyprawa ze względu na obecność Kapitana Przemka stała się morsko-górską :) po trzecie właśnie w tym roku mija równo 80 lat kiedy to po raz pierwszy na Antarktydzie załopotała polska bandera (1928). Oczywiście wcześniej byli na Antarktydzie Polacy: słynni Arctowski i Dobrowolski. Niestety zatknięcie flagi nie było możliwe, ponieważ Polska była wtedy pod zaborami. Nie ma więc innej możliwości, wyprawa musi zakończyć się sukcesem.

P.S.
Dowiedzieliśmy się, że Punta Arenas to miejsce, gdzie od pokoleń mieszka wielu emigrantów z Europy, w tym również z Polski. Mieszka tu podobno rodzina o nazwisku Malinowski, chcemy spróbować ich odnaleźć. Może się uda.

Pozostajemy w kontakcie, każda godzina może przynieść sygnał do wylotu...


12 stycznia 2008

Sobota, godzina 16.15. Dalej czekamy na informację o ewentualnym wylocie na Antarktydę. Powoli zaczyna nam to doskwierać. W obawie przed "depresją" :) popłynęliśmy dziś na 2 wyspy, żeby obejrzeć kolonie pingwinów Magellana oraz lwów morskich. Lwy zamieszkują maleńką wyspę "Marta", natomiast pingwiny odwiedziliśmy w ich rezerwacie na wyspie "Magdaleny". Trzeba przyznać, że była to bardzo miła, relaksująca wycieczka, którą możemy polecić wszystkim zamierzającym odwiedzić Patagonię. Przy okazji zrobiliśmy niemałą przyjemność naszemu kapitanowi Przemkowi. Widzieliśmy jak z tęsknotą patrzył na morze. Jak tylko poczuł zapach morskiej wody wyraźnie odżył :)
Wtedy powstało kolejne morskie przysłowie do naszej górskiej wyprawy "Kiedy pingwin pływa w wodzie, wie marynarz o pogodzie ;-) "
Mamy jednak nadzieję, że nasza morska póki co wyprawa zmieni szybko swój charakter na typowy dla nas - górski. Za kolejne 2 godziny następny kontakt z lotniskiem , który może przyniesie przełom. W związku z upływającym czasem zaczynamy się trochę obawiać o ewentualne, dodatkowe plany związane z Antarktydą. Może nam po prostu nie wystarczyć czasu. Nie ma jednak co "gdybać", dalej czekamy, póki co najważniejsze jest dotarcie do bazy pod Mt. Vinson.

Pełni wiary i mimo wszystko optymizmu pozdrawiamy serdecznie,
Ekipa Korona Ziemi - Citrosept Expedition


11 stycznia 2008

Jest 11 stycznia, godzina 10.15. Przed chwilą odebraliśmy telefon z lotniska z informacją, że wylot przełożony jest na co najmniej jutrzejsze popołudnie. Warunki na Antarktydzie nadal są ciężkie. Wczoraj zanotowano tam -40°C, przy wiejącym tam dość silnym wietrze, odczuwalna temperatura wynosi - 59°C. Dziś wiatr trochę zmalał, ale w bazie są opady śniegu i słaba widoczność. Nie pozwala to na lądowanie samolotu w Patriot Hills. Nie jesteśmy zadowoleni z tej informacji, ale niestety nie mamy na to żadnego wpływu więc pozostaje tylko czekać.
Aby rozładować trochę sytuację mamy w planach treking po okolicznych rejonach aby się trochę poruszać.

Na koniec ciekawostka, mieszkamy w hotelu "Paso Drake". Jak dowiedzieliśmy się wczoraj od właścicieli, nie jest to przypadkowa nazwa. Pochodzi ona od cieśniny Drake´a położonej między Ziemią Ognistą a Antarktydą. Nazwa została nadana na pamiątkę sławnego korsarza angielskiego, który został zepchnięty przez sztorm w pobliże Antarktydy i wracał do wybrzeża Ameryki Południowej przez długie tygodnie. Powodem były przeciwne wiatry i rozszalały ocean. Pocieszamy się, że nie jesteśmy w aż tak złej sytuacji, czekamy na dobre warunki dopiero drugi dzień.

Przysłowie morskie Przemka na dziś dla naszej górskiej wyprawy:
Nie po to bosman piętę masztu drapał, żeby lotnik na Antarktydę nie latał :-)


10 stycznia 2008

Jest poranek 10-go stycznia. Wczoraj mieliśmy 2 godzinną odprawę z tutejszą Agencją, która organizuje przeloty na Antarktydę. Ustalaliśmy ostatnie szczegóły techniczne: przygotowanie bagażu do przelotu, częstotliwości radiowe, godziny kontaktu, awaryjne procedury alarmowe, etc.
Przekazaliśmy także główny bagaż do odprawy, by był gotowy do natychmiastowego wylotu wraz z chwilą otrzymania informacji o oknie pogodowym w bazie Patriot Hills. Logistyka jest taka, że po telefonicznej informacji o poprawie warunków mamy niespełna 2 godziny na wylot z Punta Arenas.
Przez cały czas musimy być w pełnej gotowości. Sam lot trwa ok. 5 godzin.

Miłą niespodzianką było zwiększenie specjalnie dla naszej grupy limitu bagażu. Jest to związane z faktem, że jesteśmy jedyną grupą, która atakuje Mt Vinson niezależnie logistycznie i bez przewodników. Musimy mieć więc również własne jedzenie na 2 tygodnie pobytu, sprzęt wyprawowy, łączność satelitarną itp. Bagaż był jednym z naszych "zmartwień" bo według wcześniejszych informacji mogliśmy zabrać jedynie po 23 kg na osobę, co praktycznie nie było możliwe przy takiej wyprawie. Tyle potrafi zabrać niejedna kobieta na dwutygodniowe wczasy do ciepłych krajów, ale to za mało, by przetrwać 2 tygodnie na Antarktydzie. Nasze bagaże w finale ważyły od 31 do 37 kg nie licząc bagażu podręcznego, który będzie leciał razem z nami (Każdy kilogram nadbagażu to 60 USD).

Wczorajszy wieczór przyniósł również złą informację, powinniśmy właśnie siedzieć w samolocie lecącym w kierunku Antarktydy, niestety w Patriot Hills panują aktualnie złe warunki atmosferyczne ( wiatr ponad 40 węzłów ) i ciągle oczekujemy na sygnał do wylotu. Nie wiemy jak długo może to potrwać, musimy być cały czas dostępni pod telefonem i gotowi do natychmiastowego wylotu. Mamy nadzieje, że to tylko kwestia godzin, wiemy z doniesień, że taka sytuacja może trwać nawet kilka dni.

Zaczyna się sprawdzać marynarski przesąd, który od początku wyjazdu powtarza nam Przemek Kruszyński "nie mów że wypłynąłeś na morze, póki nie minąłeś główek portu...". Naszymi "główkami" portu jest lądowanie w bazie pod Mt Vinson, dopiero stamtąd możemy samodzielnie decydować o naszych poczynaniach.

Trzymajcie za nas kciuki, pozostajemy w stałym kontakcie...


<<nowsze >>starsze



O wyprawie

Wyprawa "Korona Ziemi - Citrosept Expedition" to finałowa wyprawa po zdobycie tytułowej korony. Jej trzech uczestników: Tomek Kobielski, Janusz Adamski i Bogusław Ogrodnik ex aequo kończą zdobywanie 7 najwyższych szczytów kontynentów.

Będzie to pierwsze w historii tego typu wejście-wydarzenie, kiedy Koronę być może uda się zdobyć równocześnie trójce Polaków. Dla Polski Koronę Ziemi dotychczas zdobyli Leszek Cichy i Anna Czerwińska, aktualna wyprawa będzie zatem dopiero trzecim w historii finałem Korony.

Uczestnicy finałowej wyprawy zaczęli zdobywać szczyty Korony 2-3 lata temu jeszcze osobno nie myśląc jeszcze wtedy o Koronie Ziemi, ale od wyprawy na Everest w 2006 roku już wspólnie zaplanowali projekt i jego etapy. Rok 2007 był przełomowy, udało im się zdobyć ciągiem kilka szczytów, w tym najtrudniejszy technicznie w Koronie, najwyższy szczyt Australii i Oceanii - Piramidę Carstensz. Teraz wspólnie chcą zakończyć cały projekt.
Korona Ziemi